Przed Litery + i S

Od wczesnego dzieciństwa jesteśmy wprowadzani w system myślenia, który został przed wiekami ugruntowany w wyniku ścierania się wielu poglądów. Ten system niejako formatuje nasze rozumienie świata, nazywając i tłumacząc otaczające nas zjawiska.

Pojawia się jednak często poczucie, że coś w tej narracji nie gra. Jest jakaś niezgodność pomiędzy naszym ”wnętrzem”, a ”światem zewnętrznym”.

Dla podważających te ”nowe prawdy” systemu ”opisującego” nam świat, została przygotowana przemyślana zasadzka. Myśli osób kwestionujących wyświęconą naukę historyczną, wpadają do naszpikowanej zaostrzonymi palami pułapki, nazywanej historią spiskową (teoriami spiskowymi). Nie wszystko bowiem nadaje się do przyklejenia do już obowiązujących twierdzeń. Spodziewam się, że część moich myśli nie wydobędzie się z tej poczekalni. Może jednak w jakimś zakresie będą do Was przemawiały. Pamiętajcie, że człowiek błądzi, a więc i ja przyjmuję, że w moich niektórych interpretacjach mogę się mylić. Ważne jest zatem, czy i na ile, są one prawdopodobne. Ja ufam, że są.

Dlaczego pojęcie historii spiskowej jest przemyślaną pułapką? Określenie to sugeruje, że oficjalna historia nie jest spiskową. Uważam, że podobna sugestia wprowadza błędne rozumowanie, gdyż historia jest opowieścią o wielu spiskach i często bywa używana jako narzędzie polityczne. Nie musi ona wcale być obiektywna, lecz użyteczna, i właśnie w takich przypadkach, oficjalnie uznawaną historię moglibyśmy określić jako spiskową. W myśl zasady, że kłamstwo wielokrotnie powtarzane staje się prawdą, po wiekach kłamstw, odróżnienie ich od prawdy staje się niemal niemożliwe. Mam wrażenie, że egoizmy narodowe, w tej oficjalnej historii, utrwaliły się zmieniając ją w urojony sen o potędze, pchający nieraz następne pokolenia do absurdu wojny spowodowanej ideologiczną dezinformacją. 

„Zdradę kocham, zdrajców nienawidzę.”
Juliusz Cezar

Zniszczenie obrazowości mowy.
Od ponad kilku miesięcy, a właściwie od prawie roku, zastanawiam się, jak opowiedzieć o związanych ze sobą niegdyś dźwięku G i  symbolu S, który nazywam Przed Literą. Nawiązując do słów naszej noblistki, której marzy się język, potrafiący wyjaśnić najbardziej niejasną intuicję oraz metafora, która przekracza kulturowe różnice, dodam od siebie, że ja chciałbym, aby mowa stała się dla nas na powrót jak niegdyś - obrazową. Uważam, że symbolika zawarta w języku pokazuje kontekst naszego istnienia, lecz jest dla nas niezauważalna. Kontekst ten jest bardzo szeroki i kiedyś był zarówno intuicyjny jak i metaforyczny. Myślę, że jego nieczytelność związana jest z głębokimi zmianami w językach, będącymi skutkiem ścierających się ze sobą żywiołów ludzkich, reprezentujących niekiedy zupełnie przeciwstawne poglądy na to, z czym wiąże się dobro, a z czym zło (tworzące systemy etyczne). Ową rozbieżność powodowały siły natury, która wpływała na ludzkość. Ona to, w swoich gniewnych odsłonach, towarzyszyła starciom różnie pojmowanego dobra i zła  Brutalność tych starć i wielopokoleniowy przed nią strach, spowodowały, że świat w pewnym sensie pękł jakby i połamał się na wiele fragmentów. My zaś, dążąc do jedności i zrozumienia innych, chcemy go poskładać ponownie w całość. Jednak jak go poskładać, gdy nie dostrzega się, które fragmenty do siebie pasują? Postaram się zatem opisać, jak najlepiej potrafię, co ze światem jest nie tak jak to ujmuje Olga. W moim odczuciu, ten świat”, jest obiektywną przyczyną ”pozornie dziwnego zachowania człowieka, a zatem ze światem wszystko jest jak i dawniej było, tylko inaczej, i należy zaakceptować zmienność jego natury (nazywanej zmianami klimatycznymi). Właśnie ta niezmienna-zmienność, która staje się od zawsze i na zawsze, będzie przewodnim tematem tego eseju.

Dzisiaj, gdy słowa są dla nas abstrakcyjne, nadal używamy metafory, która dzięki naszej intuicji, ale również dzięki tradycji języka, jest trafna i oddziałuje na nas emocjonalnie. Dobrym tego przykładem może być złote serce, ale co głęboko łączy te dwa słowa, dzięki którym możemy zobaczyć drogocenny kruszec i najważniejszy organ, tego nie wiemy. Nie możemy wiedzieć, gdyż, moim zdaniem, zniszczono pisaną spuściznę Wielkiej Kultury, która to stworzyła mowę będącą naszym sposobem porozumiewania się werbalnie i pisemnie. W ten sposób zatarto sacrum, które między innymi łączyło te dwa słowa. Niszcząc dawne sacrum, zmieniono równocześnie wiele obecnie dla nas fundamentalnych pojęć, które moim zdaniem, wprowadzają nas w błąd.  Wiemy natomiast, że zarówno złoto jak i serce symbolizują wartość i na tym poziomie odczytujemy sens i emocjonalną siłę ich połączenia. Nie jestem pewien, czy istnieje jakakolwiek kultura, dla której złoto nie jest wartością i myślę, że dla każdej ta metafora będzie trafną. Tam, gdzie złoto nie spełnia roli nabywczej, tam zapewne będzie miało znaczenie symboliczno-sakralne. Serce zaś wszędzie jest tym samym. W ten sposób, niejako sama tradycja języka, spełnia marzenie noblistki. Obecnie liczy się poetyckość i symbolika tego zestawienia, a jego głębszy związek wyczuwamy jedynie intuicyjnie. Według mnie stary kontekst, wiążący te słowa, był kiedyś bardzo istotny. W kolejnym eseju go przybliżę. Myślę, że aby do tych związków powrócić, musimy na nowo ”zobaczyć dźwięki”, tak jak widział je człowiek Wielkiej Kultury, zanim nie zmącono czystej, a zatem i mocno symbolicznej, głębi mowy.

Jak zatem wejść powtórnie do tej samej rzeki, aby ”zobaczyć” dźwięk ”G” symbolizowany pierwotnie przez Przed Literę ”S”. Aby powrócić niejako do źródła symboliki, muszę opisać zarówno siły natury wyrzucające z niego znaczenia, duchowy pejzaż emocjonalny, jak i liczne wpadające dopływy rzeki, którą jest obecna mowa.

Opisanie znaczenia tej Przed Litery nie jest proste, gdyż w naszym pojmowaniu utrwalił się jej wtórny wygląd. Właśnie z powodu tego ”utrwalenia” musimy tu wyraźnie oddzielić dwa zagadnienia, a więc postrzegać dźwięk niezależnie od znaku, który dziś się nam z nim kojarzy. Takie podejście jest konieczne, aby następnie przejść do powiązania ich logicznie ze sobą w sposób właściwy. Aby zrozumieć czym był ten dźwięk kiedyś oraz w jaki sposób został użyty do zniszczenia ważnej niegdyś symboliki, przedstawię kontekst tych zmian. Tym kontekstem będzie natura, a więc klimat sprzyjający życiu na ziemi. Dlatego zanim zacznę opisywać, czym było ”G”, a czym dawne ”S” dla świata Wielkiej Kultury, muszę napisać o moim poglądzie na wierzenia wówczas wyznawane. Opiszę je, ponieważ bez tego wyjaśnienia, nie byłoby zrozumiałe, dlaczego zdetonowano największą bombę atomową ”wszech czasów”, umieszczoną w świecie symboliki, a ściśle mówiąc, w jej sercu. Wybuch tej bomby, jak możecie się domyślić, utrudnia zrozumienie nam siebie samych jak i innych.

Ważne jest, abyśmy pamiętali, że człowiek konstruujący mowę żył w naturze i akceptował jej związki ze sobą samym. Taką postawę określamy dzisiaj jako kosmiczno-animalistyczne wierzenia. Używając określenia ”kosmiczne” powinniśmy brać pod uwagę matematykę i fizykę, którymi to narracja Wielkiej Kultury się posługiwała, ubierając je w poetycką formę. Wyznając różne współczesne religie często nie widzimy ich związków z tym samym źródłem, a przez to, nie akceptujemy myśli, że wiara nas z nim łączy. Ci, którzy nie postrzegają w swoim życiu żadnej wyższej istoty, nie dostrzegają również, że posługują się mową, która nie pozwala im być apostatami od wierzeń jej konstruktora. Te wierzenia zawarte w mowie można również nazwać "neurobiologicznym" oddziaływaniem języka w połączeniu z symboliczną obrazowością postrzeganego otoczenia i zjawisk w nim występujących.

Różnice w postrzeganiu dobra zależne są od klimatu.
W czasach Wielkiej Kultury człowiek odczuwał, podobnie jak my, wpływ natury na siebie samego. Ta wrażliwość była jednak o wiele głębsza niż dzisiaj. Jednym z powodów, dla którego mniej czujemy niż człowiek tamtych czasów, jest olbrzymia ilość rozpraszających nas wytworów naszej cywilizacji. Powtórzę to, co pisałem o naszym odizolowaniu się od natury, czyli fakcie, że miejsca, w których żyjemy, są ogrzewane lub klimatyzowane. Te uzdatnienia powodują, że jesteśmy niejako uodpornieni na nasze otoczenie. W tamtych czasach, człowiek podlegając naturze bardziej niż my obecnie, szanował i akceptował jej potęgę.
Ta potężna natura pokazywała mu, co jest dla niego dobre, a co złe. Pojęcia dobra i zła były zależne od położenia geograficznego terenów, które zamieszkiwał.
Uważam, że dla ludzi żyjących w klimacie chłodnym, słońce było ”dobre”, bo sprawiało, że nie marzli. W tym klimacie, księżyc był ”zły”, ponieważ noce były zimne. Nazywam ich Ludźmi Słonecznymi, ponieważ to słońce było dla nich istotną wartością. Żywiołem czczonym przez nich był ogień, bo dawał ciepło.
W przeciwieństwie do ziem o zimnym klimacie, tam, gdzie było gorąco, to ”palące” słońce było złe”, a księżyc ”przynoszący” rześką noc, był ”dobry”. Ceniących sobie chłód nocy, nazywam Ludźmi Księżycowymi. Ludy księżycowe czciły wodę, gaszącą pragnienie.

 

Cykliczne i rewolucyjne zmiany klimatu wpływające na ścieranie się  i ekspansję poglądów.
Aby wyjaśnić zmiany symboliki związane z dobrym lub złym słońcem i księżycem, przytoczę opisy przyczyn zmian klimatycznych, które cyklicznie, a czasem rewolucyjnie, zachodzą na ziemi. Przyczyny cyklicznych zmian klimatu opisał w latach 20 tych XXw. serbski naukowiec Milutin Milankovic. Określił on, że cykle okresów lodowcowych w czwartorzędzie wynoszą ok. 100 tys lat. Opisał zależności pomiędzy orbitą ziemską, a zmianami klimatycznymi. Cykle milankovica są zależne od mimośrodu orbity Ziemi, jej nachylenia osi i precesji. Z współczesnym opisem ekliptyki związana jest myśl Ernsta Macha o oddziaływaniu wszelkiej materii we wszechświecie, ogólna teoria względności Alberta Einsteina oraz prawa ruchu i prawa grawitacji Izaaka Newtona. Przed nimi należałoby wymienić wielu myślicieli zajmujących się tym tematem, cofając się aż do starożytności, a więc czasów Wielkiej Kultury. Wracając do Milankovica, określił on, że okres interglacjałów przypada na czas, gdy orbita Ziemi staje się bardziej eliptyczna. Kąt nachylenia osi Ziemi ulega wahaniom i gdy jest on większy różnice termiczne między obszarami geograficznymi są mniejsze i odwrotnie, gdy kąt nachylenia jest mniejszy różnice termiczne są znaczne. Pomiędzy glacjałami występuje, według niego, około dziesięciotysięczny okres, gdy lodowce się cofają. Po tym okresie narastają one przez 90 tysięcy lat, aby znowu cofnąć się w następnym cyklu. Precesję osi Ziemi porównuje się do puszczonego dziecięcego bączka, który zwalniając zatacza koła. Podobnie Ziemia, wykonując taki ruch, "kreśli" swoją osią na niebie okrąg. Zakreślenie tego okręgu trwa 26000 lat. Powoduje to, że na nieboskłonie różne gwiazdy w różnych okresach cykli klimatycznych Milankovicia "zamieniają" się rolami. Dobrym przykładem jest gwiazda Thuban znajdująca się w gwiazdozbiorze Smoka, która dla starożytnych Egipcjan pełniła rolę gwiazdy polarnej. Gwiazdą polarną nazywamy gwiazdę położona najbliżej bieguna północnego. Współcześnie rolę tę pełni gwiazda należąca do gwiazdozbioru Małej Niedźwiedzicy, zwana Polaris.  Podobnie, jak w przypadku gwiazdy polarnej, precesja wpływa również na zmianę tak zwanego punktu Barana, czyli przecięcia się ekliptyki z równikiem niebieskim. Jeszcze ok. 2000 lat temu znajdował się on w gwiazdozbiorze Barana, aby ok. roku 67 n.e. przesunąć się do gwiazdozbioru Ryb. Niebawem punkt ten znajdzie się w gwiazdozbiorze Wodnika. Niebawem, bo cały pełen obieg "punktu Barana" trwa ok. 25800 lat. Jak widać, zmiany ról gwiazdozbiorów są związane z cyklicznymi okresami zmiany klimatu. Podczas obiegu "punktu barana" na scenie nieba pojawia się dwanaście gwiazdozbiorów. Każdy z nich ma na przedstawienie swojej sztuki nieco ponad 2000 lat. W ciągu roku ekliptyka przecina obecnie nie dwanaście a trzynaście gwiazdozbiorów. Tym trzynastym jest Wężownik. Nazwa tego gwiazdozbioru jest wymowna jak i sama cyfra, która go reprezentuje. W okresie, kiedy powstawał Judaizm, a następnie Chrześcijaństwo, scenę opuszczał Gwiazdozbiór Barana, a jego miejsce zajmował Gwiazdozbiór Ryb. Uznaje się, że były to czasy na przełomie dwóch okresów: kończącego się ciepłego interglacjału, gdy lodowce prawie całkowicie się cofnęły i następującego po nim glacjału, gdy klimat się znów zaczął ochładzać. Wnioskuje się to na podstawie obliczenia, że lodowce się cofnęły ok 11,7 tysięcy lat temu, a więc po ok 10 tysiącach lat powinny narastać.  Obecnie żyjemy u schyłku czasów, gdzie to Ryby kończą swój pobyt na scenie, by ustąpić miejsca gwiazdozbiorowi Wodnika. Zgodnie z cyklami Milankovicia spodziewane jest ochłodzenie klimatu, podczas gdy w ostatnich latach odczuwaliśmy rosnące temperatury nazywane globalnym ociepleniem. Jest to czas, gdy nowa narracja powinna się pojawić i chyba możemy delikatnie wyczuć jej intensywną obecność w naszej wspólnej jaźni. Przez cały okres Wodnika będzie ona wiodła nas w świecie wyobrażeń. Zaś jeśli jest to Wodnik to zapewnie coś powinno tonąć. Tradycja języka ma swoje przyczyny, ale mowę traktujemy jako abstrakcyjny, bezznaczeniowy twór. Dzieje się tak, gdyż nasz pogląd na starożytność został mylnie ukształtowany.

Co ciekawe, w tej nowej narracji głównym hasłem jest walka z klimatem, która jawi się jako ciekawa re-kompozycja dawnych wierzeń. Zawiera ona utopijny i życzeniowy charakter, ponieważ porwani na walkę z klimatem nie mogą z nim wygrać. Jednak ten intensywny powrót do tematyki potężnej natury cieszy mnie, gdyż powracamy, w coraz większym stopniu, do pierwotnej narracji kosmiczno-animalistycznej, a więc z tego i innych powodów segreguję śmieci i gdy tylko mogę, używam transportu publicznego.

Rewolucyjne zmiany klimatyczne mają inne przyczyny niż cykliczne i inny jest ich przebieg. Najważniejszą ich przyczyną jest żywy charakter naszej planety, przejawiający się w erupcjach wulkanów. Wulkanolodzy odtwarzają ich potęgę z zapisu tamtych czasów utrwalonego w lodowcach, będących swoistą kroniką, dzięki której dziś możemy dowiedzieć się, jakie były losy naszej planety. Takie lodowcowe zapisy świadczą o tym, że co jakiś czas wybucha wulkan, którego potęga wpływa na losy planety.

Inną przyczyną zmiany klimatycznej bywają kolizje kosmiczne. Co jakiś czas Ziemia doświadcza uderzenia przez ciało niebieskie, wędrujące przez nasz układ słoneczny. Jednym z ostatnich przypadków uderzenia przez ciało niebieskie jest przyczyna Katastrofy Tunguskiej, czyli eksplozja jednego bądź kilku meteoroidów w 1908 roku na Syberii (jedna z wielu hipotez). Opisywany jest jego wybuch na wysokości kilku kilometrów nad powierzchnią ziemi, tak silny, że widziano go z odległości 650 kilometrów, a słyszano aż z 1000-ca. Twierdzi się, że to ciało lub ciała niebieskie, mogły mieć ok 50 m przekroju. O tych odległych w czasie kolizjach kosmicznych opowiadają nam inni świadkowie tamtych czasów. Świadczą o tym pustkowia Arizony, gdzie znajduje się olbrzymi krater uderzeniowy. Około 50 tysięcy lat temu spadł tam meteor, a miejsce jego uderzenia nazywane jest kraterem Barringera od nazwiska geologa i przemysłowca, który jako pierwszy określił przyczynę jego powstania. Asteroida, która uderzyła w Ziemię, miała  ponoć prędkość 15 kilometrów na sekundę, a siła jej uderzenia wytworzyła energię ok. 1000 razy większą niż bomba atomowa zrzucona na Hiroszimę. Podobnie, ok. 65 milionów lat temu w kontynent amerykański uderzyć miał meteor, powodując wyginięcie dinozaurów. Obecnie na Ziemi zlokalizowanych jest ok. 180 kraterów świadczących o tym, że w różnych okresach doznawała ona kolizji. Uważa się, że było ich znacznie więcej, lecz zostały zatarte przez erozje, a część z nich jest nierozpoznana, gdyż znajduje się na dnie oceanów i mórz.
Jako iż od czasu do czasu jesteśmy zaskakiwani asteroidą, która podobno nie została wykryta, tak jak ta, która w 2013 roku wybuchła nad Czelabińskiem, to naukowcy śledzący ciała niebieskie twierdzą, że prawdopodobnie jest ich około 5-ciu tysięcy, a do tej pory rozpoznano jedynie 25% z nich. Astronomowie twierdzą, że codziennie do atmosfery naszej planety dociera ok. 100 ton materiału kosmicznego.
Zarówno cykliczne jak i rewolucyjne zmiany klimatu są odzwierciedleniem swoistego życia materii, która nas otacza i tak właśnie moim zdaniem pojmował ją człowiek Wielkiej Kultury.
Cechą nadrzędną, wspólną dla wszystkich bytów, czyli zarówno materii martwej jak i żywej był ruch. Nierozłączną zaś cechą ruchu była zmiana. Jak zatem ta zmiana wpływała na ludzkość na przestrzeni czasów? Ci którym słońce sprzyjało, w okresie zlodowacenia byli przez nie opuszczeni. Podobnie ludy, które ceniły sobie jako wartość księżyc, gdy klimat zmieniał się na cieplejszy, doświadczali cierpień. Te dotkliwe zmiany odciskały swoje piętno również w mowie, związanej moim zdaniem z symboliką Przed-Liter, reprezentując określone wartości.

Gwałtowne skutki rewolucyjnych zmian klimatu.
Przypuszcza się, że człowiek neandertalski, nie wyginął samoistnie, co sugeruje słowo określające kres jego losów. Prawdopodobną przyczyną jego zniknięcia była rewolucyjna zmiana klimatu, jaką był wybuch wulkanu oraz jego skutki, związane z szybkim, drastycznym i długotrwałym ochłodzeniem. Dr Roberto Scarpa z Wydziału Fizyki Uniwersytetu Salerno we Włoszech, twierdzi, że doszło wtedy do potężnego wybuchu wulkanu Campi Flegrei. W powietrze miało wylecieć 300 kilometrów sześciennych popiołów i skał. Wyrzucił on również ok. 450 milionów kilogramów dwutlenku siarki. Pyły i trujące gazy przez lata przysłaniały słońce powodując ochłodzenie klimatu. Siła ochłodzenia związana była z ilością wyrzuconych przez wulkan pyłów do atmosfery. Pyły te, zasłaniając słońce, uniemożliwiały wegetację. Najbardziej prawdopodobną przyczyną całkowitego wyginięcia Neandertalczyków było to, że Homo Sapiens, któremu sprzyjał chłód, wybił osłabionego głodem i silniejszego wcześniej od siebie człowieka neandertalskiego. Zatem czy bezpośrednią przyczyną dominacji Homo Sapiens była kosmiczna katastrofa sprzed 50 tysięcy lat, czy też wybuch wulkanu datowany na 40 tysięcy lat temu, tego nie wiemy.

Podobnie jak tysiące lat wcześniej, we wczesnym średniowieczu, sytuacja mogła się powtórzyć.

W 535 roku wystąpiła niezwykła anomalia klimatyczna, której przyczynę, naukowiec David Keys, upatruje w wybuchu któregoś z wulkanów, a Ken Wohletz z Los Alamos National Laboratory podejrzewa konkretnie erupcję Krakatau jako spiritus movens średniowiecza. Pisze on, że do atmosfery wyparowało prawdopodobnie od 50 do 100 kilometrów sześciennych wody, która utworzyła z drobnym popiołem chmury lodowe. David Keys uważa, że te zmiany klimatyczne przyczyniły się do upadku wielu rozwiniętych miast na całym globie. Wymienia miasta starej Persji, cywilizacji indonezyjskich, kultury Nasca w Ameryce Południowej i cywilizacji południowej Arabii. Proszę sobie wyobrazić Europę w tamtych czasach, czyli zimny świat spowity szarą mgłą, niszczącą wszelkie życie. Umierających z zimna i głodu ludzi. Jak Cesarstwo Rzymskie mogło uporać się z ludźmi północy, którzy prawdopodobnie uciekali przed chłodem i niedostatkiem jedzenia? Podejrzewam, że z dzisiejszego punktu widzenia nie był to bynajmniej sposób humanitarny. Liczbę ofiar tych czasów szacuje się na wiele milionów ludzi, choć dzisiaj przypisuję się ją czarnej dżumie. Czarna dżuma (Black Death czy też Great Plague zwana Black Plague lub Peste) już w starożytności była wykorzystywana jako broń biologiczna. W Starym Testamencie opisywane są plagi, które nawiedziły Egipt. Dziewiątą z tych plag była Ciemność, a dziesiątą wybicie pierworodnych Egiptu. Narracja związana z powszechnymi chorobami, które miały zabrać wiele ofiar, powtarza się w różnych czasach w analogicznych sytuacjach i budzi mój niepokój. Przypomnijmy sobie kontynent amerykański i jego pierwotnych mieszkańców, ”przez przypadek” nazwanych Indianami. Autochtoni Ameryki Północnej "wymarli" samoczynnie  bo chorowali. W naszej świadomości tak zapadło tłumaczenie, iż umarli oni na skutek chorób zakaźnych przywiezionych z Europy, że śpimy spokojnie. Dziś opisywaną przyczyną rewolucyjnych zmian jest nie tylko rewolucja przemysłowa, ale też zainicjowane tysiące lat temu wycinanie drzew. Proceder ten był kontynuowany i dynamicznie rozwijany przez Cesarstwo Rzymskie, które wraz z Sasami ukształtowało pojęciowo zachodnią cywilizację. Następcy ideologiczni Cesarstwa Rzymskiego, zarówno Wschodniego jak i Zachodniego, kontynuowali niestety ową niechlubną tradycję kolonatu, rownocześnie odcinając się od animalistyczno-kosmicznej wiary, która zakładała powiązanie oraz równowagę pomiędzy światem gwiazd, zwierząt i roślin oraz człowiekiem. Jak szkodliwe były to działania, opisuje między innymi w swojej książce Zagubiony Kosmonauta genialnie spostrzegawczy Daniel Kalder. Opisując swoje podróże anty-turysty”, przedstawia ogromne obszary dawnego Związku Radzieckiego wyzute z kultury. Jednym z przykładów takiego działania wbrew wielowiekowej tradycji jest "urolnienie" stepów, które wbrew sprzeciwom miejscowej ludności orano. Otworzenie wierzchniej delikatnej warstwy wiążącej pod sobą piasek spowodowało, że w miejsce stepu wdarła się pustynia. Analogicznie można by przyjąć hipotezę, że jeśli cywilizacja Egiptu budowała miasta, to w podobny sposób mogła naruszyć ekosystem w Afryce i spowodować powstanie Sahary, która wcześniej mogła być zielonym stepem. Nawet w tak umiarkowanym i wilgotnym klimacie, jaki posiada Polska, mamy Pustynię Błędowską. 

Ok. 12000 lat temu upadły stare cywilizacje Ameryki. Wiąże się to z kosmiczną kolizją, którą opisuje zespół dr Jamesa Kennetta, geologa z Uniwersytetu Kalifornijskiego w Santa Barbara, który na podstawie nanodiamentów odkrytych w warstwie gruntu sprzed 12900 lat stwierdził, że miała wtedy miejsce katastrofa na skutek upadku ciała kosmicznego, która spowodowała prawdopodobnie wyginięcie megafauny jak i upadek cywilizacji nazywanej kulturą Clovis. Kolizja kosmiczna sprzed 12700 lat miała zatem spowodować ok. 1000 letnie ochłodzenie, czyli była przyczyną małej epoki lodowcowej. Robert M. Schoch, amerykański profesor  College of General Studies, Boston University twierdzi, że istniała starsza od egipskiej cywilizacja, która miała stworzyć między innymi Sfinksa. Powstanie tej gigantycznej rzeźby określa on na okres pomiędzy XI-tym a VIII-tym tysiącleciem p.n.e, a więc całkiem nieodległych czasów, gdy według Jamesa Kennetta miał upaść meteor, powodując kolosalną i brzemienną w skutkach katastrofę. Jak widać teorie dotyczące interglacjału przeplatają się, a niektóre utrudniają określenie jego początku oraz końca.

Co się działo, gdy było ciepło i jakie zmiany zaszły, gdy Słońce traciło swoją siłę ?
Dla ludzi zamieszkujących Eurazję słońce w okresie po cofnięciu się lodowców było dobre. Jego liczne (często zwierzęce) awatary to bogowie, którzy mieli sprawiać, że ludziom było łatwo zaspokoić głód dzięki obfitej wegetacji. Na bardzo dużych terytoriach, które wcześniej zajmował lodowiec, człowiek mógł również pozyskiwać drewno, by budować schronienie dla siebie. Czas interglacjału służył zatem prawdopodobnie w największej mierze ludziom, zamieszkującym tereny powyżej Morza Śródziemnego, jeśli chodzi o Europę Zachodnią i mieszkańcom północnej części terenów należących obecnie do Rosji, co się tyczy również kontynentu azjatyckiego. Teren ten pokrywa się on z domniemanym istnieniem języka praindoeuropejskiego. Okres interglacjału dla człowieka Wielkiej Kultury wyznaczało położenie gwiazd. Wiedział on, że pokazują cykliczność klimatu, zatem bacznie je obserwował. To, że jego żywot trwał znacznie krócej niż owe cykle, nie miało większego znaczenia, gdyż wierzył, że będzie się wiecznie odradzał. Najważniejszymi z ciał niebieskich były jednak niezmiennie Słońce i Księżyc. Wyznaczały one czas nocy i dnia. Dzień i noc były podzielone na trzy części, które można było określić bez kontowania/rachowania położenia słońca. Każdemu z nich odpowiadał kosmiczno-animalistyczny ludzki awatar, przedstawiający cechy danej pory dnia i nocy. Takim awatarem księżyca jest siedzący przy Hadesie trójgłowy wilk, przedstawiony w Porwaniu Prozerpiny, które opisałem opisując Przed-Literę F. Wilk ma tam trzy głowy, gdyż noc ma stały charakter, podczas gdy dzień można podzielić na trzy wyraźnie odróżniające się temperaturą części. Aktywność wilka nasila się w porach porannej i wieczornej, a także nocnej, zatem trafnie zwierze to jawiło się jako symbol nocy. W ciepłych krajach takim nocnym zwierzęciem był lew i to ten wielki kot był awatarem nocy, czyli księżyca. Pamięć o awatarach Słońca została jednak wymazana. Pomimo, że zachowali się oni i mają się dobrze, nie rozpoznajemy ich. Zdumiewa mnie to, gdyż stoją sobie i patrzą na nas, gdy ich mijamy, myląc z innymi postaciami. Bardzo się ucieszyłem, gdy udało mi się odtworzyć ich nazwy, którymi się w kolejnych esejach podzielę. Jak to się stało, że pamięć o nich zaginęła? Musiało się tak stać i jest to logiczne, gdyż słońce po okresie interglacjału lub na skutek gwałtownej zmiany klimatycznej, straciło swoją moc. Przestało być zatem bóstwem, które wielbiono, stając się wcieleniem boga, który opuścił swoje dzieci.

Wizerunek słońca w Wielkiej Kulturze.
Jak widzieli i opisywali Słońce wyznawcy Boga pod tą potężną postacią? Na różne sposoby, ale jednym z nich był jego wizerunek, gdy mocno świeci. To mocno świecące słońce jest potężnie w południe, a wówczas nie da się na nie spoglądać. Jeśli ktoś próbowałby dłużej je obserwować, to na okres ok 14 dni oślepnie, a może się to również skończyć trwałą ślepotą. Budzi więc ono szacunek pomimo, że można je nazwać niewidzialnym. Ta niewidzialna postać na niebie ma dwa inne wcielenia, które możemy oglądać czyli poranne i wieczorne. Poranne słońce można nazwać młodym, gdyż będzie świeciło jeszcze wiele godzin aż wieczorem się zestarzeje, czyli wieczorne będzie starym słońcem. Najistotniejsza jednak była południowa jego postać. Jak ją przedstawić? Tak jak pisałem sposobów było kilka, ale jednym z nich były przecinające się promienie w formie krzyża +.
Dlaczego słońce tak rysowano? Właśnie dlatego, że po spojrzeniu na nie i natychmiastowym zamknięciu powiek widzimy jaśniejący krzyż z mocnym, kolistym centrum na ciemnym tle. Ten sam krzyż czyli symbol + zamieni się w X”, gdy będziemy przesuwać palce przed naszymi powiekami. Podobny efekt zobaczymy, gdy podróżując samochodem lub pociągiem mijającym drzewa, za którymi znajduje się słońce, spoglądając na nie, zamkniemy oczy.

 

 

Ludzie Wielkiej Kultury taki krzyż obwodzili również kołem. Przedstawienie przecinających się promieni w kole reprezentowały wszystkie trzy awatary Boga pod postacią słońca. W ten sposób koło reprezentowało przemieszczające się słońce we wszelkich porach dnia. Przedstawiało ono w dwóch wymiarach kulę i jako takie oddawało charakter wprawiającego w ruch wszystkie ciała naszego układu słonecznego.  Bo czym jest słońce, jak nie kręcącym się kołem, a zarazem ciągnącym nas wokół galaktyki przewodnikiem?  Aby odświeżyć sobie obraz naszej galaktyki proszę obejżeć wspaniałą animację stworzoną przez DjSathu, dzięki którego uprzejmości mogłem ją tu zamieścić, a więcej stworzonych przez niego animacji- można zobaczyć na stronie www.djsathu.com 

https://www.youtube.com/watch?v=C4V-ooITrws

Widzimy na niej, jak słońce poruszając się spiralnie wiedzie ciała niebieskie za sobą. Ten spiralny ruch towarzyszy nam w każdym aspekcie naszego życia. Nawet zaczyna się ono w ten sposób, gdyż plemniki poruszają się spiralnie, a liczne analogie tego ruchu można by wymieniać bez końca. Najbardziej uświadomionym u nas obrazem pokazującym skręt spiralny jest DNA. Nie powinny zatem dziwić i plecionki na krzyżach celtyckich. Ale co oni tam mogli wiedzieć? Przecież w narracji, która tworzy naszą zbiorową jaźń cywilizację budowały Grecja i Rzym.

Nasze dawne związki z światem zwierzęcym.
Skoro jesteśmy przy DNA to przywołam teorię ewolucji. Spiera się ona z teorią kreacjonizmu, choć dałoby się je obydwie łatwo połączyć w jedną wspólną myśl. Przeszkodą jest mniemanie, że człowiek nie należy do świata zwierząt. W historii człowieka jawi się to przekonanie jako całkiem nowe, bo sięgając do kultury greckiej możemy odnaleźć sporo przykładów świadczących, że i oni uważali, że należą do świata zwierząt, a w każdym razie są z nim mocno związani. W Chrześcijaństwie zwierzęta zresztą odgrywają znaczącą rolę, podobnie jest w Islamie. Nie będę zatem nadwyrężał zanadto religijnych poglądów, jeśli odwołam się do świata zwierząt twierdząc, że one już rozpoznawały dobro i zło. Opiszę scenkę z życia istoty będącej gadem, żyjącej kiedyś, gdzieś w okolicach, gdzie płynie Wisła. Chodzi, przypominam o istotę zimnokrwistą, uzależnioną od światła słonecznego, które jest dla niej energią ładującą jej akumulator czyli rozgrzewającą mięśnie. Zwierzę to w bezruchu, godzinami wyleguje się na słońcu.
Zimno mi, czuję że słońce zaraz przyjdzie to wyjdę sobie na zewnątrz i będę się opalał. Położę się pyskiem na południe i z zielonego zmienię go na zielono brązowy. Jest, mój kamień i jest słońce, dobrze... zostanę na nim. Słońce powinno być po lewej stronie i jest po lewej! na pewno po lewej? Tak, zgadza się jest po lewej, no to mój pysk jest na południe i będę sobie tak leżał. Lubię to lewe oko bo, gdy widzi słońce to znaczy, że cały dzień będę się opalał. Czyli lewe oko lepsze jest od prawego. Lewe jest dobre i silne!
Ciepło... jakoś tak cieplej - to już chyba połowa dnia. Popatrzę na południe bo od czego mam oko na czole? Nie mam? No mam, bo przecież jak jest siurak pomiędzy nogami to i oko pomiędzy oczami mi się należy.  He, he , niekurzy to myślą tylko siurakiem i siedzą dalej w norze, a ja głową i dlatego moje trzecie oko ma błonę, no bo przecież nie będę patrzył na mojego dobroczyńcę, który mnie ogrzewa okiem - w oko bez osłony, ukarałby on mnie za to. Może nie jestem mądry tak, jak człowieki, ale swój rozumek mam bo pozostałe moje oczy mają również błonę i odpowiednią budowę, aby spoglądać na tą silną żarówkę. Dobrze, że mam oko pośrodku, bo przecież moje oczy są po bokach zielonej główki. Jest moje kochane słoneczko (Mój kamień jest na plantach, a na południu mamy tendencję do zdrobnień)  co jakiś czas zerknę sobie, gdzie się słońce znajduję i poleżę sobie dalej, bo leniem jestem. Leżę sobie cały dzień i nic się nie dzieje, nuda jakaś, no nuda jakaś tu jest okrutna. Prawym okiem widzę słońce, nie lubię go widzieć prawym, krzywa! prawe oko jest słabe! 
Od razu można wyczuć, że młodemu jaszczurowi, tak jak i mnie, słońca brakuje, bo z południa zimnej krainy pochodzimy Gdybyśmy w Południowej Afryce na kamieniu się cały swój żywot się wylegiwali, to zapewne prawe oko by wymiatało.  W Ļółnocnej Afryce i  Bliskim Wschodzie zaś bylibyśmy w kropce, bo jeden uważałby, że prawe jest spoko, a drugi, że lewe! Północna Afryka jest obszarem, którego ziemie znajdują się zarówno na półkuli południowej jak i północnej. To gdzie zatem pyszczek obrócić w stronę słońca tak, aby od rana do wieczora na niego świeciło? Na wschód! Obróceni w tę stronę będąc jaszczurami nie widzielibyśmy słońca o wschodzie, widzielibyśmy je trzecim okiem, gdy góruje i negocjowalibyśmy z nim czy już warto się obrócić, aby do wieczora nas ogrzewało, ale również wieczorne słońce byłoby niewidoczne, gdy oczy są po boku, a pyszczek na zachód.
Przepraszam za te żarciki, moją intencją jest pokazanie kilku spotykających się tu myśli. Zaczynam od tego, iż ciężko nam pomimo tego, że akceptujemy teorię ewolucji, identyfikować się ze zwierzętami. Człowiekowi wydaje się, że panuje nad zwierzętami, co czyni go istotą wyjątkową, zasługującą na Boga, gdy zwierzęta są tylko żywym złem. Widzę tu brak logiki, bo przecież ulegamy wirusom i bakteriom? A może Bóg im się należy?  Teorię ewolucji sprowadzamy często do prostej zasady, że człowiek pochodzi od małpy, a nie wnikamy już w głębsze losy tego rozwoju życia. W naszej sferze wyobrażeń zatem, nie identyfikujemy się z innymi zwierzętami jako naszymi protoplastami. Odbieramy też zwierzętom prawo do myślenia abstrakcyjnego, co jest dla mnie zdumiewające. Jestem w stanie zrozumieć, że ich rozmiar mózgu jest znacznie mniejszy, a zatem człowiek ma tu przewagę. Jednak pojawia się pytanie: jaki procent potencjału mózgu wykorzystujemy? Poza tym słoń afrykański posiada trzykrotnie więcej neuronów niż człowiek. Jednak nie objętość mózgu, a jego stosunek wagi do ciała ma przesądzać o inteligencji. Zwierzęciem od lat intrygującym naukowców jest delfin, który rozpoznaje swoje odbicie w lustrze, przyswaja język oparty na symbolach i prawdopodobnie potrafi komunikować swoje stany emocjonalne dźwiękiem. Wygląda na to, że człowiek Wielkiej Kultury miał w tym zakresie, wyznając wiarę kosmiczno-animalistyczną, sporo racji. Uważam, że myślał on prawidłowo, podczas, gdy my, jesteśmy odcięci poprzez narrację nowej cywilizacji od bogactwa tradycji. Myśl wschodu określa istnienie trzeciego oka”, my zaś posiadając dwoje oczu, które w cyklu ewolucji otrzymaliśmy skierowane do przodu, w odróżnieniu od zwierząt patrzących na boki, nie zauważamy, że zostało coś po tamtych czasach i u nas. W większości mamy dominujące jedno oko. Moim zdaniem jest to pozostałość po okresie, gdy w cyklu ewolucji byliśmy gadami wylegającymi się w bezruchu na słońcu, do czego mamy tendencję i dzisiaj. Zastrzegam, że jest to moja hipoteza, podobnie zresztą jak wiele innych myśli tutaj, gdyż przyczyny dominacji jednego oka sobie wyobraziłem, a nie przeczytałem o niej. Pozostałością trzeciego oka jest u nas szyszynka, wielkości 5-8 mm, produkująca tak zwany hormon snu, melatoninę, co jest bezpośrednio związane z bodźcami świetlnymi i zwrotnie powoduje wiele funkcji fizjologicznych. Zaburzenia szyszynki powodują dysfunkcje cyklu dobowego i organów rozrodczych. Ciekawostką jest rownież to, że szyszynka produkuje dimetylotryptaminę. Ma ona właściwości psychodeliczne. Występuje ona również w roślinach zbieranych przez Indian, w których kulturze przyjmuje się ayahuaskę. Campbell opisuje zwyczaje Indian wybierających się, aby je zebrać. Ich sposób mówienia ma charakter jakby to oni byli rośliną, po którą się wybierają, będę do tego wracał jeszcze kilka razy w esejach.

Rośliną, która zawiera DMT jest rownież poganek rutowaty, a jego nazwę rozszyfrujemy przy okazji następnego eseju. Myślę, że w kosmiczno-animalistycznej wierze był popularnie wykorzystywany przez tak zwanych szamanów. Nie namawiam do używania i ciekawskich zapewniam, że nigdy ayahuaski nie brałem :) Ciekaw jestem, czy dimetylotryptamina jest w pewien sposób podobna do melatoniny, gdyż we śnie widzimy zdarzenia, które przychodzą do nas. DMT jest wydzielane w dużych ilościach u szczurów, które, jak wiemy żyją pod ziemią, a tylko czasem przebywają na jej powierzchni. Jak wiemy,  ludzie zamykają się w kabinach, gdzie odizolowani od bodźców zewnętrznych przeżywają swoiste doznania. Możliwe że jest to legalne ćpuństwo i należałoby zakazać takich wrażeń a być może i snu :)

Wpływ Wiodącego Oka Młodego Jaszczura 
Słonce i wiodące oko, moim zadniem, jest też związane z kierunkiem pisania. Co ciekawe był okres w dziejach ludzkości, gdy istniał kompromis w tym zakresie i pisano na dyskach, które się obracały. Opowieść zaczynała się od punktu po środku i rozwijała się wraz z kręcącym dyskiem. Możliwe, że jest to technika rozwijająca nasz mózg w sposób niestandartowy. Egipcjanie, rządząc ludami mieszkającymi zarówno na półkuli północnej jak i południowej, godzili je w ten sposób, że pisali w trzech kierunkach: od prawej, od lewej i od góry. Napewno znacie dobrze pojęcie laternizacji , czyli tego, że któraś ze stron naszego ciała dominuje. Jak wiecie jest to związane z przeciwstawnością działania półkul mózgu, a one moim zdaniem są związane z wiodącym okiem młodego jaszczura. Podoba mi się ta nazwa: Teoria wiodącego oka młodego jaszczura. Jest ona związana z pojęciem, co jest dobrem, a co złem. Jedna z naszej części ciała jest mocniejsza, a druga słabsza. Ponieważ muszą tu występować anatomiczne różnice zgodnie z prawami natury, które opisałem powyżej, to i pojęcie, która strona jest dobra, a która zła - będzie różne. Dzisiaj ciągle dzielimy się na prawicowych i lewicowych. Ta prawicowość i lewicowość poglądów jest umowna. Lewicy można przypisać jakąś myśl mającą reprezentować słabszego, przynajmniej ideowo. Prawicy przypisuje się cechy reprezentowania silniejszych. Przy czym, co ciekawe,  lewicowość uznawana jest za nowoczesną a prawicowość za konserwatywną. Sytuację komplikuje fakt, że pomimo jakiejś skłonności naszej wrażliwości emocjonalnej jesteśmy często rozdarci pomiędzy jednym, a drugim. Ta specyfika naszego wnętrza powoduje, że politycy toczą z nami grę emocjonalną, zastępującą merytoryczne argumenty. W ten sposób kręcą nami jak dziecinną zabawką. Jak widać nawet w tym obszarze temat ciągle kręci się wokół słońca. Wiele można pisać na jego temat przedstawiając symbole Wielkiej Kultury i będę do tego tematu jeszcze wielokrotnie wracał, gdyż nie wyczerpałem go.
Dla cywilizacji zachodu, zbudowanej na postapokaliptycznym świecie Wielkiej Kultury, a zaangażowanej głównie w Chrześcijaństwo bardzo ważnym pojęciem jest symbol Trójcy Świętej. Wizualne jego przedstawienie to Syn Boży po lewej stronie, na środku Duch Święty, a po prawej stronie Bóg Ojciec. Czasem bywa ono przedstawione w pionie. Dogmat Trójcy Świętej został zatwierdzony na soborze konstantynopolitańskim w 381r.n.e. W czasach tych, czyli aż do X w. a nawet znacznie później, wraz z chrześcijaństwem współistniało tzw. pogaństwo i aby wchłaniać słabnące ludy słoneczne również trzy awatary jego Boga włączono do myśli kościoła. Trójca Święta nie musiała zatem być dogmatem, gdyż pochodzenie i związki ze słońcem były w tamtych czasach czytelne. Gdy słońce słabło, zmieniała się sytuacja, czyli wcześniejszą dominację  ludów słonecznych zastępowała dominacja ludów księżycowych. Co przejawiało się w zmianie koncepcji pojmowania własnego ja jak i czasu. Ja stało się jednorazowe czyli pojedyncze, a czas zyskał początek i koniec. Jest to przeciwstawna koncepcja cykliczności narodzin i śmierci, która była sednem wierzeń Wielkiej Kultury. Odradzania się od nieskończoności do nieskończoności.

Co zatem stało się z Przed-Literą  + ?
Jako znak symbolizujący dobre słońce, gdy odwracało się ono wraz z końcem cyklu interglacialnego lub na skutek rewolucyjnej zmiany klimatycznej od swojego ludu, to należało zniszczyć jego znaczenie, a użyto do tego symbolu S. Zaraz, zaraz? przecież to jedno i to samo!  Tak, przyznaje w naszej świadomości ukształtowanej przez setki lat te dwa pojęcia zlały się w jedno. Czyli połączono nam dźwięk dawniej obrazowany krzyżem ” +  i symbol S w jedno. Skupmy się zatem teraz na dźwięku obecnie obrazowanym literą G.

 
Przed Litera ”S” (Dla Wielkiej Kultury był to współczesny dźwięk”G”) jako symbol zła.

”Współczesne G jest bardzo ciekawym symbolem, jednym z trzech symboli animalistycznych, które wykreował człowiek Wielkiej Kultury. Zwierzęciem, które posłużyło jako pierwowzór symboliczny dla ”współczesnego G jest beznogi gad, który brzydzi nas i jest niebezpieczny, gdyż może nas zabić. Ta jadowitość właśnie ustalała niejako znaczenie tego symbolu jako symbolizującego zło. ”Współczesne G” jako zło występuje w wielu słowach: głód, goły, godzić, gorze, gardzić. Niektóre słowa zaczynające się obecnie od litery ”H” dawniej wymawiano również używając symbolu i dźwięku "współczesnego ”G” (dawne S) jak na przykład gańba zamiast obecnego hańba. Nie jest to przypadek gdyż ”H” również symbolizowało słońce, przypominam przed literę ”F” i opisanych tam Heliosa z Hadesem którzy podróżują na niebie, jeden w dzień a drugi nocą. Opis ”H” będzie ciekawym esejem o tej Przed-Literze. W języku polskim wyjaśniam w ten sposób żródło ideologiczne wymienności ”H” na ”współczesne G” (dawne S). Ta sama przyczyna dotyczy moim zadaniem nie tylko języka polskiego ale i innych.

Czego się zwykle boimy postrzegając jako zło? Zacytuję Wergiliusza opisującego zdobycie Troi, który to Laokoonowi pozwolił powiedzieć: Timeo Danaos et dona ferentes co znaczy: obawiam się Greków nawet jak niosą dary. Chodzi tu o innych. Dla Arabów tym innym będzie giaur dla Żydów zaś goj. Rzymianie również używali ”współczesne G” (dawne S) do określenia kogoś gorszym, co wyrażało się w słowie poganus, podobnie jak Romowie nazywani byli Cyganami. Sami Romowie na innych czyli gorszych mówią gadzio. Jak widzicie, każdy w obcym bojąc się go postrzegał gada. Rzymianie używali też określenie gentiles, które odnosiło się do innowiercy, czyli osoby nie wyznającej wiary chrześcijańskiej.  Zaczerpnięte zostało z tradycji żydowskiej dla określenia ludzi innej narodowości niż oni sami. Dotyczyło ono tak Słowian jak i tych, którzy żyjąc w obrębie Cesarstwa, nadal pozostawali przy wcześniejszej wierze czyli np. Celtów którymi byli Galowie -  przepraszam za rzymską nazwę.

Jak to zatem możliwe, że nazwy niektórych krajów zaczynają się na G (dawne S)? Pamiętajmy, że starożytny Grek o sobie mówił, iż jest Ellinesem, a swoją krainę nazywał Elladą. Zrozumiałym staje się zatem, że Grecy czują iż: Urodziliśmy się i umrzemy Ellines. Wergiliusz pisząc o Grekach nazywał ich synami Danaosa, co jest dość osobliwe, bo tenże miał same córki. Wg mitów miały one zabić swoich mężów, którzy byli synami brata Danaosa, Ajgyptosa. Tylko jedna z nich nie wykonała zalecenia ojca i oszczędziła swojego małżonka. Czy zatem, to nie Danaów a Danaid, czyli nie Greków a Greczynek rzymski poeta się obawiał? Moim zdaniem, Wergiliusz, nawiązując do mitu o Danaosie, zwracał uwagę na kilka ciekawych aspektów. Jednym z nich jest kosmiczna symbolika cyfr.  Wg Mitów Greckich Danaos miał pięćdziesiąt synów, podczas gdy Ajgyptos pięćdziesiąt córek. Pięćdziesiąt jako cyfra rzymska jest literą L. Gdy dodajemy L + L to wynikiem jest C. W językach kentum 100 jest pisane przez C - centum, a takim językiem jest łacina. W językach satemowych 100 moim zdaniem było pisane przez dawne + czyli dzisiejsze S.  Ciekawostką jest, że w języku hebrajskim, gdyby jego zapis fonetyczny pisać alfabetem łacińskim to wyglądał by tak: ham.  Cyfrowo i symbolicznie dzieci dwóch braci można opisać jako L i L albo jako wynik dodawania czyli:  C lub + lub H w zależności od grupy języków. Ponieważ  XLIX - fonetycznie iks-el-i-iks (49) córki Danaosa zabiły swoich mężów to dzieci Danaosa było L (50), ale łącznie z jedynym ocalałym synem Ajgyptosa było ich LI (51).  Tym synem był Linkeus (łacińskie Lynceus a greckie Lynkeus) a ocaliła go Hypermenstra (ponad panna młoda). Hypermenstera była jedyną, którą nie spotkała kara za zabicie męża. Pozostałe córki Danaosa zostały skazane w Tartarze za zabójstwo swoich mężów i przelewają tam do dzisiaj wodę do dziurawej beczki. Jeśli zaś Tartar jest najgłębszą częścią Hadesu to odpowiedzialne są zapewnie za pływy morskie. Ciekawi mnie czy Tartar był tak głęboki/daleki jak Wenus, czy trochę bliższy jak księżyc? Jak wiadomo Wenus ma mniejsze oddziaływanie na pływy niż księżyc, ale mam wrażenie, że 49 cór Danaosa tam właśnie, przez sito i dziurawe naczynia, wodę przelewa. Nie zależnie od tego czy Danaidy związane były z Wenus czy z księżycem, to zabiły swoich mężów. Można to rozumieć jako wieki ciemne odległych czasów i zarazem symboliczny opis słabnącego słońca spowodowanego, którąś z rewolucyjnych przyczyn zmiany klimatu. Takie postrzeganie śmierci synów Ajgyptosa, jest związane z tym, że pierwiastek męski, był utożsamiany ze słońcem, podczas gdy, kobiecy wiązany był z księżycem. Los synów Ajgyptosa może być więc równoległą opowieścią do księgi wyjścia, gdzie Bóg Izraela doświadcza Egipcjan plagami z których dziewiąta jest ciemnością a dziesiąta śmiercią pierworodnych Egiptu. Upadek Troi jest lokowany przez historyków mniej więcej w tym samym czasie co wyjście Izraelitów z Egiptu, a właśnie przy tej okazji wspomniani zostali potomkowie Danaosa przez Wergiliusza. Czym był ich dar ofiarowany Trojanom? Koniem z jodłowego drewna, a Wergiliusz, co ciekawe, wspomina o potomkach Danaosa (Grekach) ustami Laokoona, który to przestrzegał Trojan przed darem Greków. Ci jednak przyjeli go, gdyż mylnie zinterpretowali śmierć Laokoona i jego synów. Przyglądnijmy się zatem w jaki sposób była ona opisana i przedstawiana. W muzeach Watykańskich stoi słynna rzeźba nazywana Grupą Laokoona. Pochodzenie jak i autorstwo tej rzeźby nie są jasne. Jedna z hipotez przypisuje ją Michałowi Aniołowi, inne mówią o greckim pochodzeniu dzieła. Przedstawia ono akt śmierci Laokoona. W środkowej części widać potężnego mężczyznę, a po bokach dwie znacznie mniejsze postaci. To zachwianie proporcji przypomina zastosowanie perspektywy hierarchicznej. Myślę, że została użyta nie tylko aby podkreślić ojcostwo, ale również potęgę oraz znaczenie Laokoona. Tego typu zabieg w sztukach był stosowany, zarówno w Egipcie jak i w malarstwie średniowiecznym, aby przedstawić wagę przedstawionych postaci. W epoce renesansu, perspektywa hierarchiczna, zwłaszcza w jednej grupie rzeźb, byłby zaskakująca z resztą podobnie u greków w II w. p.n.e. Wydaje się więc specjalnie zamierzona, aby podkreślić symbolikę przedstawionych postaci. Laokoon wraz z synami giną splątani przez węże. Układ ten przypomina swoim wyrazem triadę słoneczną z potężnym południowym słońcem. Słońcem, które kona duszone przez gada.
Eneidę Wergiliusza, z pamięci, cytował Leonhard Euler. Podobno był on w stanie przywołać wers zaczynający i kończący daną stronę. Euler był genialnym matematykiem, który obok innych licznych twierdzeń stworzył, te dotyczące astronomii sferycznej i optyki. Dzięki niemu można na przykład dokładnie wyliczyć orbity komet. Dla mnie interesującym jest stworzenie przez niego kwadratu grecko-łacińskiego mającego zastosowanie w planowaniu eksperymentów naukowych. Co ciekawe był on głęboko wierzącym człowiekiem a więc musiał i studiować Pismo Święte podobnie zresztą jak robił to Albert Einstein. 

Gdyby to Grecy mieli układać symbole przypisane liczbom to 100 zaczynali by od ”E” - ekato (sto).  Zaczynaliby tą symboliczną cyfrę od symbolu podobnie jak swoją ojczyznę Eliadę, a także nazwę krainy Ajgyptosa czyli Egiptu. Co ciekawe w mitologii wspomina się również Kefeusza brata Danaosa i Ajgyptosa. Miał być on władcą Etiopii. O znaczeniu w Grecji symbolu ”E” napisałem we wcześniejszym eseju. Cóż, to jednak Eliades stali się dla świata cywilizacji zachodu Grekami. Gdy zaś z ekato usunie się ”E” to zostanie ”kato” a po dodaniu holos...  

Losy symboli ” +  i G komplikuje fakt, że w kilku językach słowo Bóg (tak jak pisałem w słowiańszczyźnie poprawna nazwa brzmiała Boh) brzmi God i Gott. Dlaczego ludy te postanowiły wstawić symbol gada na początku tego słowa stanowi dla mnie zagadkę. Bóg dla jednych jest dobrym Ojcem, ale dla drugich może być surowym sędzią. Czyżby w różnych językach odcisnęło się inne rozumienie Boga? A może słowo God to,  anagram lub palindrom, wykreowany, aby pogodzić różne ludy?

Dla ludów księżycowych słoneczne wcielenie Boga było złe (podobnie jak dla słonecznych złym Bogiem była księżycowe jego wcielenie), a więc mogły przydać mu symbol gada. Zniszczenie słonecznego wcielenia Boga mogło jako takie być dobre. W ten sam sposób postępowały wcześniej ludy słoneczne w stosunku do księżycowych, o czym będę pisał poniżej.
Inną potencjalną przyczyną mogła być reforma języka. Nowe języki tworzono projektując silne państwowości. Język bowiem był narzędziem kształtowania jaźni, z czego w czasach Wielkiej Kultury zdawano sobie sprawę. W latach siedemdziesiątych XXw. zaobserwowano klinicznie wpływ języka na człowieka i na podstawie tych obserwacji John Grinder i Richard Bandler opracowali techniki Neuro Lingwistycznego Programowania. Nazwali tak swoją metodę, aby podkreślić związek procesu neurologicznego, języka i zachowań ludzi. Myślę, że zaobserwowali to, co w starożytności i wiekach średnich motywowało dominującą warstwę arystokracji do zmiany języka podporządkowanych sobie ludów, aby łatwiej nimi zarządzać. Nie podejrzewam warstwy dominującej o altruizm, ale nie wykluczam, że reforma mogła również służyć przeprogramowaniu relacji pomiędzy płciami. Te liczne zmiany na przestrzeni czasów w mowie podporządkowanych sobie przez arystokrację ludów spowodowały, że dziś słowo stało się dla nas abstrakcyjne, bo została niejako przykryta jego pierwotna intuicyjna symbolika.


Kto zatem się kryje za zastąpieniem symbolu  + ” symbolem S odpowiadającym dawniej brzmieniu G?
Jeśli wierzyć opisom starożytności, które zostały uwikłane w średniowieczne interesy (bo przecież znamy je często dzięki wyświęconym na prawdę rzekomym kopiom” wytworzonym w klasztorach Świętego Cesarstwa Narodu Niemieckiego, które w dużej mierze przyczyniły się w późniejszych czasach  do idei pangermanizmu) to taką osobą może być Appiusz Klaudiusz Ślepy.  Miał on być bowiem rzymskim politykiem piastującym stanowiska najpierw konsula, a póżniej cenzora. Przypisuje mu się wiele zasług dla rzymskiej społeczności, tak jak na przykład wybudowanie akweduktu i najstarszej drogi bitej nazwanej Via Appia. Miał też brać udział w wojnach przeciwko italskim ludom: Etruskom, Sabinom i Samnitom. Typuję tę postać, gdyż miała ona wykreować nową literę G rzekomo z litery C. Alfabet łaciński przypominam moim zdaniem, swoje źródła ma w piśmie etruskim, a nie w greckim, jak się do niedawna twierdziło. Teraz tą proweniencję od pisma greckiego próbuje się prowadzić pośrednio przez alfabety semickie, co jest moim zdaniem bardzo ideologiczne. Nie odbieram alfabetom semickim przynależności do świata Wielkiej Kultury, wprost odwrotnie, ale myślę, że powodem doszukiwania się w nich pośrednictwa pomiędzy alfabetem greckim a łacińskim bierze się dlatego, że jedni mają zachowaną spuściznę pisemną, a inni za sprawą agresywnego podboju w wiekach ciemnych zostali jej pozbawieni.  W piśmie etruskim,  dźwięk opisany nową literą G przez Appiniusza, moiom zdaniem, wygląda właśnie tak: S. Jest to kolejny dźwięk, którego symbol został przez Rzymian zmieniony po żeńskim b, które odwrócone zostało do góry nogami Rzymianie „zinterpretowali” jako p. Takich trudnych dźwięków opiszę jeszcze kilka, może przyczyni się to do odczytania języka etruskiego. Przypominam, że sam nie jestem językoznawcą, a jedynie skupiam się na moich wyobrażeniach wierzeń i symboli kosmiczno-animalistycznych człowieka Wielkiej Kultury konstruującego mowę.
Wracając do Appiusza Klaudiusza Ślepego to przypisuje mu się wymowną sentencję: Każdy jest kowalem własnego losu (Faber est suae quisque fortunae).
Myślę, że jako cenzor, bardziej oślepiał on podbijane przez Cesarstwo Rzymskie ludy niż sam na koniec swojego życia był ślepy. Jeśli prawdą jest, że grecy wcześniej pod literę ”C” (dźwięk ”K” który opisałem jako księżyc, a więc moim zdaniem symbol ludów księżycowych) podciągnęli dźwięk ”G” przedstawiany uproszczonym symbolem ”S”, to Appiusz używał prawdopodobnie znaną już wcześniej metodę, tyle, że tym razem ta podmiana symboli była wymierzona przeciwko Ludom Słonecznym, a nie Księżycowym, jak to Grecy czynili. Jeśli zaś słońce miało słabnąć to ma to swoją logikę.


Sodoma i Gomora.
W Starym Testamencie, który wg. badaczy był spisywany przez wieki, w Księdze Rodzaju znajduje się motyw biblijny dotyczący zniszczenia Sodomy i Gomory. Jeśli pamiętacie, to niegodziwość polegająca na niewdzięczności Sodomitów, miała zostać ukarana przez Boga. Gdyby jednak Lot znalazł 10 sprawiedliwych (pozwolę sobie arabskie dziesięć zamienić na tak zwane rzymskie X), a więc X sprawiedliwych to Sodoma została by oszczędzona. Nie stało się tak, gdyż dwaj aniołowie tam wysłani, zostali przez jej mieszkańców natarczywie potraktowani.

A wtedy Pan spuścił na Sodomę i Gomorę deszcz siarki i ognia od Pana < z nieba >
I tak zniszczył te miasta oraz całą okolicę wraz ze wszystkimi mieszkańcami miast, a także roślinność.

Zanim jednak Bóg zniszczył Sodomę to jej mieszkańcy oblegający dom Lota zostali ukarani ślepotą. Żona Lota, która uciekając z Sodomy obejrzała się za siebie, została zamieniona w słup soli. Imię  Lot natomiast,  oznacza zasłonę lub całun. W ten sposób nasuwa się możliwość interpretacji symboliki tej opowieści. Jest to możliwe, gdyż Biblia posiada treść wielowarstwową i zarówno Sodoma oraz Gomora jak i wszelkie ukazane w niej postaci mogły być pojęciami. Często koncentrujemy się na ustalonym rozumieniu czym jest Sodoma, ale warto zwrócić uwagę na dalszy ciąg losów oszczędzonej przez Boga rodziny. Ciekawe jest, że córki Lota powiły jego dzieci, a sam Lot nie był tego świadom. Ponieważ nie spotkało się to z karą, jaka dotknęła wcześniej sodomitów, mamy wskazówkę, że nie o taką sodomię chodzi, jak zwykliśmy myśleć. Idę więc tym tropem i opisuję poniżej potencjalne związki wierzeń Wielkiej Kultury z treścią Pisma Świętego. Tak jak, kobieta utożsamiana była z księżycem, tak mężczyzna tradycyjnie związany jest kulturowo ze słoncem. Słońce zaś zachodząc przybiera kolor czerwieni, a przecież córki Lota upijały swego ojca winem. Dwaj aniołowie, dla mnie, to widzialne słońce o poranku i zachodzie. Księżyc, podobnie, ma swoje dwie widzialne przeciwstawne symbolicznie odsłony pozytywne oraz dwie negatywne, z których jedna jest niewidoczna. Tymi pozytywnymi wcieleniami księżyca jest pełnia i przybywająca jego forma. Pełnia oznacza płodność a przybywający/dopełniający się księżyc zbliżającą się płodność. Ostatnia postać tej widzialnej triady to ubywający księżyc zwiastujący zbliżającą się śmierć jak i brak płodności. Widzialną triadę księżycową uzupełnia czwarta postać czyli księżyc w nowiu. Jest on odpowiednikiem niewidzialnego południowego słońca, gdyż podobnie jak ono, tak i nów jest niewidocznym księżycem. Żona Lota, wychodząc z Sodomy,  spojrzała za siebie i zamieniona została w słup soli. Taki słup soli można powiązać z księżycem, bo przecież, gdy jest nów to i przypływ wód się pojawia.  Gdy zaś po nim odpływ następuje tam zasolona morska woda w sól się zamienia. Solany znajdują się wszędzie tam, gdzie ludzie ważą sól z morskiej wody, a i tą pozyskaną z Morza Martwego czasem używamy. Zwykle woda wysycha w solanach, które są płytkimi basenami. Pomaga w tym silne słońce. Po odparowaniu wody sól jest zgarniana na pryzmy, które można by nazwać słupami soli. Tych nawiązujących do księżyca w nowiu skojarzeń jest więcej, na przykład, gdy go nie widzimy, to druga jego strona, niewidzialna dla nas, oświetlona jest słońcem. Księżyc więc, można by rzec, obrócony, spogląda właśnie na słońce. Co ciekawe księżyc zastygł jak słup soli, gdyż nie obraca się wokół własnej osi. Dzięki temu widzimy nieustannie te same cechy terenu, martwego bo trkwiącego w bezruchu księżyca - widzimy je gdy jest w pełni.  W nowiu natomiast, ta niewidzialna postać księżyca, ma związek w cyklem kobiety z jej krwawieniami, a więc i ona nie mogła by zostać pod tą postacią brzemienną i tak, jak odurzony winem Lot nie jest świadom swojego ojcostwa, tak i jego żona, mająca krwawienia nie może doświadczyć macierzyństwa. Kolejną ważną symboliką księżyca w nowiu jest śmierć. W tej formie gaśnie on i przestajemy go widzieć, a przecież żona Lota nie brała już udziału w dalszych losach swojej rodziny. Jeśli się nie pomyliłem w interpretacji, to dwaj aniołowie przedstawiają poranne i wieczorne słonce, a X sprawiedliwych, których aniołowie mieli znaleść w Sodomie, to południowa jego postać. Jest ona  niewidzialna,  skryta za zasłoną oczu. Jest więc jest nim sam Lot, a Sodomici zostali ukarani ślepotą za spoglądanie na niego. Chińczycy do dzisiaj piszą cyfrę 10 jako +. Ten sposób zapisu istniał zarówno u Celtów jak i u Słowian, a Rzymianie przekręcili go czyniąc z niego X. Tradycja języka wskazuje jednak, że symbol ten może służyć również jako Mr. X, do określenia osoby, która zazwyczaj jest kimś bardzo ważnym, kto nie chce być rozpoznanym, aby się nie ujawniać. W ten sposób mamy ślad po pierwotnym znaczeniu południowego słońca, a współczesne religie, źródło w wierzeniach Wielkiej Kultury. Bardzo mnie to cieszy, gdyż znaczy to, że Bóg zawsze pamiętał o swoich stworzeniach, a nie jedynie o tych, które żyły w ciągu ostatnich kilku tysięcy lat. 
Czytając Biblię możemy sporo się dowiedzieć o Sodomie w przeciwieństwie do Gomory, którą Biblia wspomina jedynie z nazwy. Jeśli jednak wiązano dźwięk G symbolizowany dawną literą S z słońcem, to zniszczenie Sodomy musiało pogrążyć również Gomorę

 


Ciekawe, że tłumacząc Biblię na język grecki zmieniono podobno samo określenie Boga. Pierwotnie miało brzmieć ono: Staję się, który się staje, podczas, gdy w naszej świadomości istnieje jako: Jestem, który Jestem. Niektórzy tłumaczą je w ten sposób: Będę, który będę. Jest pomiędzy tymi określeniami duża różnica, gdyż inne formy niż ta, którą powszechnie postrzegamy daje możliwość relatywizacji rozumienia Boga. Dla jednych Bóg zatem ukaże się jako dobry stworzyciel, dla innych jako surowy sędzia, a jeszcze inni będą go postrzegać jako tego, który ich kocha i oddał za nich życie. To co dla jednych będzie dobrem, inni będą postrzegali zupełnie inaczej. Wiąże się to dla mnie z różnicami w postrzeganiu dobra. Te różnice są subiektywno-obiektywne. Subiektywne, w tym sensie, że to dany człowiek postrzega dobro na swój sposób, a obiektywne ponieważ, moim zdaniem, to potężna natura wpływa na postrzeganie człowieka. 
Takie właśnie postrzeganie natury i jej przyczyny, która się staje, cechowało, moim zdaniem, myślenie człowieka Wielkiej Kultury. Myśli te zostały zresztą wchłonięte przez Chrześcijaństwo, a możemy je odnaleźć w argumentach św. Tomasza z Akwinu przemawiających za istnieniem Boga: Jeśli istnieje ruch, to istnieje Pierwszy Poruszyciel.

Nowy Testament, podobnie, zawiera treści odnoszące się do wcześniejszych przedchrześcijańskich i przed judaistycznych czasów. Odnajduję je między innymi w Ewangelii św. Mateusza.  Jest tam (Chrzest) i ogień i woda i plemię żmijowe, ale to opowieść na odrębny esej.

Jeśli tym nawiązaniem do treści  Pisma Świętego, opisując dźwięki, komukolwiek zrobiłem przykrość, to nie jest ona zamierzona. Korzystam z tej tradycji, którą posiadamy, a która przeniosła bardzo istotne treści. Szkoda, że biblioteka Aleksandryjska spłonęła (jak przypuszczam podobnie stało się z innymi niewygodnymi zbiorami), a Celtom i Scytom odebrano w ten sposób prawo do posiadania pisma. Tradycja zawarta w mowie przeniosła jednak, dowody, że ludy te były piśmienne. Będę w dalszych esejach nawiązywał coraz mocniej do pejzażów starego świata Wielkiej Kultury, które wciąż malowane są przez słowa współczesnej mowy. 


Symbole słońca i księżyca w nazwach geograficznych
Ciekawostką są ślady, jakie pozostawiła po sobie Wielka Kultura używając symboli słońca i księżyca w nazewnictwie geograficznym. Jest ich wiele, ale najistotniejszymi są nazwy wysp morza śródziemnego. Błękit morza jest odbiciem nieba i tak jak na niebie jest hierarchia ciał niebieskich, tak i jego odbicie powinno ją reprezentować.  Nie powinno zatem dziwić, że dwie największe wyspy, czyli Sycylia oraz Sardynia, posiadają nazwy zaczynające się od dźwięku symbolizującego słońce. Pomiędzy nimi na kontynencie znajduje się wulkan Wezuwiusz uzupełniając niejako triadę dzienno-słoneczną. Jest bowiem nie widoczną, uaktywniającą się potężną siłą.  Co ciekawe Neapol, leżący nieopodal Wezuwiusza, a założony przez Greków, stał się centrum filozofii epikurejskiej niszczonej w wiekach średnich. Epikur, jak wiadomo, opracował system ludzkiego poznania, opisując zmysły, bodźce, wrażenia pierwotne jak i zaakceptowane wrażenia pierwotne. Jeśli chodzi zarówno o nasze zmysły jak i bodźce, których doznajemy to słońce jest niewątpliwie odpowiedzialne za intensywność  naszego ich doświadczania  podczas dnia. W nocy zaś, gdy jest ciemno, to słuch i dotyk będą ważniejsze. Niejako konsekwencją tamtego okresu jest, iż Neapol i w czasach nam mniej odległych,  był ważnym i wpływowym centrum filozofii naturalizmu jak i włoskiego iluminizmu. Iluminizm był zaś doktryną w epoce Oświecenia mówiącą, aby w życiu kierować się zasadami rozumu ludzkiego (światłem).

Jako kolejną w hierarchii wysp triadę nocno-księżycową reprezentują Cypr, Korsyka i Kreta. Opisując triadę dźwięków ilustrowanych symbolami C, K i Q opisałem ich związek z księżycem. Po tych dwóch triadach: dzienno-słonecznej i nocno-księżycowej  następną, co do wielkości wyspą jest Eubea. Nazwa ta odwołuję się do symbolu E tak bardzo istotnego dla Greków, iż oni sami obstawali tak, jak pisałem, że są Ellines. Sam symbol opisałem przedstawiając dźwięk E, a związany był on z skamieniałą żywicą posiadającą właściwości elektrostatyczne, a będącą ważnym boskim kamieniem w starożytności. Jak wiemy, istniał i szlak bursztynowy czyli trasa, którą transportowano tę kopalinę z północy na południe. Można zauważyć więc pewną logikę wierzeń Wielkiej Kultury w tradycji języka odnoszącej się do nazw geograficznych i moim zdaniem nie powinno się jej lekce warzyć nawet, jeśli te moje skojarzenia na pierwszy rzut oka są postrzegane, jako zbyt dowolne.

Symbole Wielkiej Kultury w anatomii człowieka.
Dźwięk ” + , opisywany obecnie symbolem żmija S, tak jak z nazwami geograficznymi miał również istotny związek z anatomią człowieka.  Ludy słoneczne, nazywały serce, czyli organ człowieka będący jego motorem, ciągnący niejako jego żywot tak, jak słońce ciała niebieskie ciągnie w przestrzeni kosmosu właśnie zaczynając od symbolu słońca. Ludy księżycowe zaczynały słowo to poprzez symbol księżyca, który ceniły sobie bardziej. W zależności od zmian klimatycznych szala przekonań, co do tego, co jest dobrem, a co złem, raz się przechylała na korzyść księżyca, a raz słońca. Dlatego też w językach satemowych i ketum będą różnice i krew będzie np. w języku włoskim brzmieć sangue podczas, gdy serce brzmi cuore. Ponieważ Celtowie zostali zromanizowani, to ta zasada będzie ich dotyczyć dlatego też w francuskim, hiszpańskim i portugalskim symbol C będzie stał na początku słowa serce, gdy S będzie zaczynał słowo krew. Języki, które przeszły reformę zrywającą z symboliką Wielkiej Kultury nie będą podlegały tej zasadzie. Zależności dotyczące budowy anatomicznej człowieka nawiązującej do słońca i księżyca jest więcej, ale opisują je inne dźwięki, które będę przedstawiał w następnych esejach, a więc będę wracał do tego.


W XVI w. gdy ukazywały się teksty Mikołaja Reja dźwięk "S" kryjący się pierwotnie pod Przed LIterą "+" opisywano wprawdzie literą "s", ale o wyglądzie zbliżonym do dzisiejszego wyglądu "f", a więc i po części przypominający swój pierwowzór, czyli "+".  

Jak wyglądała Przed Litera + (obecnie S) w innych alfabetach?

Głagolica



Alfabet Grecki

 


Alfabet Fenicki

Sumeryjski

 

 

Mam nadzieję, że udało mi się ten szeroki i nadal nie wyczerpany temat przedstawić przejrzyście. Zdaję sobie sprawę, iż dopełni się on w dużej mierze wraz z następnymi esejami, które opublikuję. Ten, z całą pewnością, był jednym z najtrudniejszych do opisania, ze względu na skomplikowaną naturę klimatu i podlegającą jej historię ludzkości, a także wynikających z niej zmian symbolicznych i językowych. Naszkicowałem w ten sposób mój pogląd na na symbole zawarte w mowie powiązane z sposobem w jaki postrzegamy naturę. 
Podkreślam, że moim zdaniem obiektywne przyczyny klimatyczne nie zaprzeczają idei istnienia wyższego sprawczego bytu, a w dużych religiach naszej cywilizacji cenię sobie idę szacunku dla każdego życia, bo sam jestem Chrześcijaninem. Chrześcijaninem, który jest ciekawy jak Bóg będzie się objawiał w erze wodnika. 

Ponieważ jestem artystą, a jako taki nie traktuję siebie samego całkiem serio, to nie mogę się opanować i na koniec cytuję tekst z filmu o przygodach Indiany Jonesa:  ”X never marks the spot

Czytaj inne eseje o wspaniałych dokonaniach Wielkiej Kultury!